
Fantasy, a szczególnie romantasy, to gatunek, który w ostatnich latach przeżywa swego rodzaju renesans. Czytelnicy na nowo zachwycają się magicznymi światami, epickimi przygodami. A co się stanie, gdy z przymrużeniem oka, nutą ironii podejdziemy do schematów i znanych motywów?
Sięgając po Niech żyje zło nie spodziewałam się tego, co otrzymałam. Sarah Rees Brennan z humorem pokazuje czytelnikom, jak wielki potencjał ma fantasy, kiedy pozwolimy bohaterce zostać… złą postacią. Co więcej, autorka robi to w sposób, który wciąga, rozśmiesza, jednocześnie odwołuje się do głębszych emocji.
Pora wyruszyć w przygodę
Rea, główna bohaterka, jest chora. Mimo młodego wieku nowotwór odbiera jej siły, zdrowie, codzienność. I oto niespodziewanie otrzymuje szansę na drugie życie! Przenika do ulubionej książki swojej siostry, gdzie może odnaleźć kwiat, który ją uleczy. Jednak, jak to zwykle bywa, nic nie jest takie proste. Rae szybko odkrywa, że w fikcyjnym świecie wcale nie jest pozytywną bohaterką. Wręcz przeciwnie – jest złoczyńcą. I tak zaczyna się przygoda, której absolutnie nikt się nie spodziewał.
Brennan z mistrzowską lekkością balansuje między zabawnymi sytuacjami a chwilami wzruszenia. Z jednej strony mamy więc dowcipne dialogi, które rozluźniają atmosferę, z drugiej – poruszające momenty, w których choroba Rei nadaje całej historii głębszego wymiaru. To coś, co najbardziej mnie zachwyciło: nie trzeba wybierać między śmiechem a łzami, bo można połączyć jedno z drugim.
Oczami złola
Wciągająca jest również sama perspektywa Rei – dziewczyny zmagającej się z chorobą, trafiającej do świata pełnego magii, intryg i… niecodziennych rzezimieszków. Z każdym rozdziałem, Rea staje się częścią epickiego fantasy, co również czytelnikowi pozwala zanurzyć się w krainie Czasu Żelaza. Świecie, który nie jest ani czarny, ani biały – jak szybko się okazuje, nawet najbardziej kryształowe postacie mają swoje mroczne strony.
Rea, jako Lady Rahela oskarżona o zdradę i skazana na śmierć, pod swoim diabelskim przywództwem jednoczy przeróżnych rzezimieszków i planuje, jak odmienić ich przeznaczenie. Jej czyny, co szczególnie ciekawe, niosą ze sobą konsekwencje i chociaż główna bohaterka wie, jak potoczy się fabuła książki, do której trafiła, podejmowane przez nią decyzje zmieniają linię czasu. Dzięki temu nikt, nawet Rea, nie może przewidzieć zakończenia. Nieoczekiwany twist fabularny wywróci wszystko do góry nogami!
Parodia nie jedno ma imię
Jeśli chodzi o samą fabułę, autorka stworzyła nietypową parodię. Satyrę zabawną, ale nie wpadającą w żenujące banały. Brennan celnie punktuje to, co aktualnie króluje w literaturze fantasy i potrafi się z tego śmiać. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, możemy kochać romantasy i złoczyńców, jednak wszystko w tym to groteskowe i do bólu schematyczne.
Oczywiście, jak to w przypadku każdej książki bywa, i tutaj zdarza się kilka momentów, które mogłyby zostać lepiej dopracowane. Choć lektura jest przyjemna, miałam wrażenie, że redakcja nie poświęciła wystarczającej uwagi szczegółom – w niektórych momentach tekst mógłby być bardziej dopieszczony.
Daj się zaskoczyć
Niech żyje zło to powieść, która nie jest jak wszystkie inne. Jeśli szukasz czegoś oryginalnego, świeżego i trochę przewrotnego, zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Gwarantuję, że fabuła oderwie was od codzienności i pozwoli spojrzeć na fantasy w zupełnie nowy sposób.
A, i jeszcze coś – fani musicali poczują się tutaj jak w domu. Jest tu drobny smaczek, mrugnięcie oka, który sprawia, że wszystko nabiera uroku.
Ocena: 7,5/10
0 Komentarze