Miłość ponad podziałami. „Iksy i zera” – recenzja książki

Historia Romea i Julii, których oprócz zwaśnionych rodów poróżnił kolor skóry? Konflikt wynikający ze starannie pielęgnowanych przez pokolenia uprzedzeń? My „czarni”, oni „biali”. Lepsi i gorsi. Nie brzmi to oryginalnie, prawda? W końcu rasizm jest częścią naszej rzeczywistości. Od niewolnictwa, po sztucznie wytworzone społeczne podziały. Jednak co by się stało, gdyby historia potoczyła się inaczej, a oprawca stał się ofiarą?

Malorie Blackman, brytyjska autorka dziecięca oraz młodzieżowa, w swojej twórczości wykorzystuje science-fiction, by zgłębiać kwestie społeczne, skłaniać do refleksji dotyczących moralności, różnic między dobrem a złem. Kluczowym tematem jej rozważań jest również rasizm. I nic w tym dziwnego, gdyż sama Blackman jest Afroamerykanką, a uprzedzenia rasowe nie są jej obce. Czerpiąc z własnych doświadczeń, historii niewolnictwa oraz współczesnych wydarzeń – między innymi morderstwa Stephena Lawrence'a – stworzyła w 2001 roku serię The Noughts & Crosses, która doczekała się serialowej adaptacji. Właśnie o tych dwóch tytułach chciałam wam dzisiaj opowiedzieć.

W 2020 roku na platformie HBO pojawiła się brytyjska produkcja, która podzieliła widzów oraz krytyków. Składający się zaledwie z 6 odcinków serial do dzisiaj nie doczekał się (jeszcze) kolejnego sezonu – i wielka szkoda – bo „Noughts + Crosses” to sci-fi z dużym potencjałem. Blackman (w książkowym pierwowzorze) postanowiła stworzyć dystopijną wizję współczesnego świata z alternatywną historią. Ponad 700 lat temu Imperium Afrykańskie najechało oraz skolonizowało Europę. Zajęte ziemie sięgały aż do Albionu (starodawna nazwa Anglii) i to właśnie na terenie współczesnej Wielkiej Brytanii toczy się fabułą „Iksów i zer” (przeł. Danuta Górska).

Zakazana miłość

Zarówno w powieści, jaki i w serialu główną oś wydarzeń stanowi romans między Sephy Hadley, bogatą obywatelką afrykańskiego pochodzenia, oraz Callumem McGregorem, chłopcem wywodzącym się z białej biedoty. Ona z uprzywilejowanych iksów, on ze skazanych na życie w nędzy zer. Na przekór uprzedzeniom, podziałom, narastającym konfliktom, eskalującej przemocy, między tą dwójką rodzi się niezwykłe uczucie. Miłość ponad podziałami, która sprowadza na nastolatków śmiertelne niebezpieczeństwo. 

Pomimo wszystkiemu

Sephy oraz Calluma dzieli praktycznie wszystko – łącznie z temperamentami. Żyjąca w blasku politycznej kariery ojca Sophy jest śmiała i odważna. Dziewczyna nie boi się szukać swojego miejsca na ziemi, wygłaszać niewygodnych dla innych opinii. Jej bezkompromisowość kontrastuje z powściągliwym nastawieniem Calluma. Jako doświadczające przemocy (nawet ze strony policji), lekceważone mimo ponadprzeciętnej inteligencji zero, chłopak nauczył się nie wychylać. McGregor wie, że każdy sprzeciw, każda oznaka buntu, może skończyć się dla niego oraz jego bliskich tragicznie. Oczywiście postawa bohaterów stopniowo ulega zmianie – co w książce widać dzięki rozdziałom prowadzonym z dwóch perspektyw. Wydarzenia, które spotykają młodych ludzi, kształtują ich poglądy, postawę. Jednak każda metamorfoza potrzebuje czasu: by z żyjących ideałami dzieci, przemienić się w świadomych siebie dorosłych.

Dwa różne światy. Córka ministra spraw wewnętrznych. Syn sprzątaczki oraz buntownika. A jednak ich ścieżki się krzyżują. Wspólne dzieciństwo stanowi doskonały fundament dla rodzącego się w późniejszych latach uczucia. Romans, co często zdarza się w powieściach młodzieżowych, nie bierze się znikąd. Mimo różnic charakterów między nastolatkami widać wyraźną więź, która z czasem staje się mocniejsza niż sztuczne podziały. Te niuanse szczególnie dobrze przedstawione są w książce, gdzie czytelnik dostaje wystarczająco dużo czasu, by uwierzyć w słuszność mezaliansu. Niestety tego samego nie można powiedzieć o serialu. W produkcji HBO romans pojawia się nagle (do tego stopnia, że Sephy i Callum nie rozpoznają się podczas pierwszego spotkania – chociaż spędzili ze sobą dzieciństwo). Ich uczucie wybucha nagle i przypomina rollercoaster (nastolatki schodzą się i rozstają).

Na  pierwszy ogień

Obywatele uciskani przez władzę, spychani na margines, zaczynają się buntować. To naturalna kolej rzeczy – pozbawiona praw oraz perspektyw jednostka w końcu mówi dość. Frazesy, że w społeczeństwie każdy ma takie same szanse, są kłamstwem i wizja Blackman doskonale to pokazuje. Odwrócenie historii, zmiana kolorów skóry (prosty, ale niezwykle wymowny zabieg), jest dowodem na to, jak niewiele trzeba, by zostać ofiarą. Przedstawienie Europejczyków jako „gorszych”, zwyczajnie daje do myślenia i pozwala zastanowić się nad własnym zachowaniem. Czy jesteśmy rasistami? Czy jak Sephy mamy odwagę, by powiedzieć „nie”, gdy jesteśmy świadkami nadużyć? Czy jak Callum chwyciłbym za broń, by walczyć o swoje?

Książka czy serial?

Chociaż zawsze powtarzam, że powieść oraz to, co widzimy na ekranie, to dwa różne światy, oddzielne media, których nie należy łączyć, czasami trudno uniknąć porównań. Więc co w tym przypadku wypada lepiej, a co gorzej? Chociaż zarówno wizja Malorie Blackman, jak i Koby'ego Adoma oraz Juliana Holmesa ,scenarzystów, nie jest pozbawiona wad, skłaniam się ku twierdzeniu, że książka jest lepsza. Dlaczego?

Zacznijmy od tempa. Papierowa wersja daje odbiorcy wystarczająco dużo czasu, by zżyć się z bohaterami. Widzimy ich przemianę, rodzące się uczucie. Stajemy się częścią rodziny, poznajemy kolejne tajemnice. Uczestniczy w buncie i widzimy okrucieństwo każdej ze stron konfliktu. Produkcja HBO również angażuje, jednak nie w tym samym stopniu, co książka.

Po drugie, język. „Iksy i zera” są zwyczajnie świetną powieścią młodzieżową! Zdecydowanie zasługują na rozgłos. Mam szczerą nadzieję, że ta historia trafi do wielu odbiorców, bo na to zasługuje. Pamiętajcie jednak o jednym – ta historia potrafi wstrząsnąć czytelnikiem. Jest brutalna oraz niezwykle przejmująca. Miejcie to na uwadze, gdy zdecydujecie się na lekturę.

Na korzyść książki działa również zakończenie. Zdecydowanie bardziej doceniam słodko-gorzkie finały, ale nie powiem nic więcej, by nie psuć Wam „przyjemności” z lektury/seansu.

Mówiąc o serialu, warto poświęcić chwilę scenografii oraz kostiumom. Jestem zachwycona tym, jak twórcy pokazali kulturę Imperium Afrykańskiego: wzorzyste, barwne ubrania, charakterystyczna, masywna biżuteria, muzyka, odmienne od tych, które znamy zwyczaje wojskowe oraz obrzędy. Nie wiem, czy przedstawione zwyczaje są autentyczne, czy nawiązują do kultury Afroamerykanów, jednak sama próba pokazania innych realiów, jest czymś naprawdę wyjątkowym.

O to w tym chodzi

Mądrość płynąca z „Iksów i zer” jest bardzo prosta. Sztuczne podziały nigdy nie są dobre i nie służą społeczeństwu. Egalitarny świat nie jest nieosiągalną utopią, a czymś, co możemy wypracować. Nadziej w młodym pokoleniu, które nie widzi różnic, bo wie, że ludzi więcej łączy, niż dzieli.

Ocena: 7,5/10

Prześlij komentarz

0 Komentarze

google.com, pub-5039018173211090, DIRECT, f08c47fec0942fa0