Wywiad z K.C. Hiddenstorm


Kilka miesięcy temu napisała do mnie K.C. Hiddenstorm z pytaniem, czy pomogłabym w promocji jej książki. Chociaż moje zasięgi nie są duże, a możliwości ograniczone, zakładając bloga, pragnęłam pomagać polskim autorom. Dlatego, gdy tylko przeczytałam ową wiadomość — przez swoje roztargnienie zrobiłam to dosyć późno, odpowiedź mogła być tylko jedna. Oczywiście. Właśnie dlatego zdecydowałam się na przeprowadzenie poniższego wywiadu. By każdy z moich czytelników oraz osób zainteresowanych twórczością K.C. Hiddenstorm mógł poznać samą autorkę, jak i jej twórczość.

Martyna: Jak na polskie realia, jesteś niezwykle młodą pisarką. Kiedy pojawiła się w Tobie potrzeba tworzenia historii, przelewania fabuł na papier?


K.C. Hiddenstorm: Wydaje mi się, że taka potrzeba była we mnie od zawsze. Już jako dziecko lubiłam pisać, tworzyć historie, przelewać na papier to, co podsuwała mi wyobraźnia. Z czasem ta potrzeba coraz głośniej dawała o sobie znać, a w momencie, gdy moje życie stanęło na głowie, to pisanie uratowało mnie od najgorszego. I wciąż mnie ratuje, zwariowałabym bez tego.


Martyna: Polscy autorzy często stwierdzają, że bycie pisarzem to ciężki kawałek chleba. Zgadzasz się z tą opinią, a może masz nieco inne zdanie?


K.C. Hiddenstorm: Zgadzam się. Kocham to, co robię, i nie wyobrażam sobie, że miałabym nagle przestać, ale prawda jest taka, że to żmudna droga i potrzeba ogromnej wytrwałości, cierpliwości i determinacji.


M: W swoim dorobku autorskim masz już kilka powieści zbierających niezwykle pozytywne opinie. Po złej stronie lustra, Krwawy Księżyc oraz Władczyni Mroku. Która z nich jest Twoją ulubioną — zajmuje szczególne miejsce w Twoim sercu?


K.C.: Każda z tych powieści jest mi bliska, każda powstawała w innym momencie mojego życia i pod wpływem innych emocji, przez co każda zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Jednak gdybym faktycznie musiała wskazać jedną powieść, byłaby to Władczyni Mroku.


M: Dlaczego?


K.C.: Władczyni Mroku jest dla mnie najważniejsza, bo jest bajką, którą potrzebowałam opowiedzieć samej sobie, gdy moje życie tonęło w mroku i zwątpieniu. Ponadto, z tą historią byłam związana najdłużej.


M: Niecały rok temu (piątego października), we współpracy z Wydawnictwem Kobiecym opublikowałaś swoją pierwszą, papierową powieść — Krwawy Księżyc. Jak zaczęła się wasza współpraca?


K.C.: Cóż, dość prozaicznie. Wysłałam Wydawnictwu Kobiecemu maila z propozycją wydawniczą, oni odpisali, że są zainteresowani i z chęcią wydadzą moją książkę… i już. I jeszcze takie małe sprostowanie: Krwawy Księżyc to nie jest moja pierwsza papierowa powieść.


M: O, to przepraszam. A jaka jest tą pierwszą?


K.C.: Pierwszą książką wydaną w papierze była Władczyni Mroku w starej wersji, drugą Po złej stronie lustra, a trzecią Krwawy Księżyc.


M: A masz już plany na kolejną powieść?


K.C.: Oczywiście. Na tę chwilę mam napisane dwie kolejne powieści, 30 dni oraz Vanth i jestem jakoś tak w trzech czwartych pisania Ether. Mam również w głowie fabułę tego, co zacznę pisać po Ether.


M: Piętnastego maja do księgarń wchodzi wznowienie Twojej książki Władczyni Mroku. Jesteś podekscytowana? Czy ta publikacja zmieni coś w Twoim życiu, a może już zmieniła?


K.C.: Jestem podekscytowana, przerażona, zachwycona i wzruszona. Chwila, w której trzyma się w rękach własną książkę, to jest coś niesamowitego. Podobnie jest z premierą i czasem, kiedy książka dociera do pierwszych czytelników. Władczyni Mroku jest dla mnie powieścią szczególną, powstawała w dość trudnym dla mnie czasie – była, jest i zawsze będzie zajmowała specjalne miejsce w moim sercu. To powieść, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło. Bardzo się cieszę, że dostałam szansę, by wydać ją jak należy – udoskonaloną, we współpracy ze wspaniałym wydawnictwem. Uważam, że historia Lucyfera i Lilith w pełni na to zasługuje. Zresztą odzew czytelników mówi sam za siebie.


M: Zanim na rynku zaczęły pojawiać się papierowe egzemplarze Twoich powieści, wydawałaś książki na e-bookowo. Dlaczego zdecydowałaś się na taki sposób dystrybucji?


K.C.: Na e-bookowo, chociaż nazwa jest myląca, pojawiały się zarówno cyfrowe, jak i papierowe wydania moich książek. Zdecydowałam się na taką, a nie inną formę dystrybucji, bo wtedy wydawało się to dobrym pomysłem, poza tym strasznie mi było śpieszno z wydaniem książki i w tamtym czasie uznałam taką opcję za najlepszą z możliwych alternatyw.


M: Czy z perspektywy czasu zrobiłabyś tak samo?


K.C.: Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Możliwe, że tak, ale nawet gdybym zrobiła to samo, to jednak w wielu kwestiach postąpiłabym nieco inaczej. Bo jednak moje decyzje z tamtego okresu były niewolne od błędów. Oczywiście, wyciągnęłam z nich wnioski i wiele się od tamtej pory nauczyłam.


M: Nie boisz się korzystać z mediów społecznościowych w celach promocyjnych. Chętnie piszesz do recenzentów z pytaniem o pomoc w promowaniu Twoich powieści. Czy to wymaga dużo odwagi, a może bardziej determinacji?


K.C.: Nie patrzę na to w ten sposób. Dla mnie blogerzy to ludzie, którzy dzielą moją wielką miłość – czyli miłość do książek. Inna kwestia, że nigdy nie miałam problemów z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi, jestem osobą raczej otwartą. Poza tym z takiego niewinnego pytania „Hej, czy byłabyś zainteresowana recenzją mojej powieści?” zrodziła się moja przyjaźń z Emczytelnik.


M: Co powiedziałabyś sobie sprzed wydania pierwszej powieści? Jakich rad udzieliłabyś młodszej wersji siebie?


K.C.: Na pewno poradziłabym sobie, aby się tak z niczym nie śpieszyć i nie podejmować pochopnych decyzji. I żeby się mniej denerwować, ale to już bardziej taka życiowa rada. Bo ja, niestety, zawsze się strasznie wszystkim denerwuję.

Prześlij komentarz

0 Komentarze

google.com, pub-5039018173211090, DIRECT, f08c47fec0942fa0